Przyszłość rynku pracy w kontekście robotyki – weegreeone.com

Przyszłość rynku pracy w kontekście robotyki

Amerykański prezydent w wywiadzie dla CBS News, zapytany o receptę na rosnące bezrobocie, odpowiedział, że nie ma uniwersalnego rozwiązania – „Nawet, żeby stać w miejscu, musimy się szybko poruszać”. W dalszej części wywiadu dodał również, że rynek pracy przeżywa kryzys, ponieważ maszyny pozbawiają ludzi zatrudnienia. Wydaje się, że jest to diagnoza trafna, choć przybliżona. Co jednak istotne, zachowuje ona aktualność– są to bowiem słowa Johna Fitzgeralda Kennedy’ego z 2 września 1963 roku.

Bezrobocie w Stanach Zjednoczonych wynosiło wówczas 5,5%. Udział maszyn w gospodarce dotyczył niemal wyłącznie przemysłu – maszyny mogły jedynie zastępować pracowników fizycznych.

Wielu z nas wydaje się, że taki też jest, póki co, jedyny możliwy kierunek automatyzacji w gospodarce. Znamy liczne przykłady robotyzacji w przemyśle, a wprowadzane tam rozwiązania są dla nas oczywiste i niezbędne by zwiększyć wydajność firm. Roboty, które pojawiają się w fabrykach oraz na magazynach mają zastąpić pracownika, by przyspieszyć produkcję. Ich działanie koncentruje się na przenoszeniu obiektów czy łączeniu ich, jednak tylko w jasno sprecyzowanych miejscach – innymi słowy, roboty przemysłowe mogą działać jedynie tam, gdzie się znajdują w danym momencie. Nie są zdolne do szybkiego przekwalifikowania; odbierają, przenoszą i montują obiekty, które trafiają bezpośrednio przed nie. Tak też wielu ludzi wyobraża sobie automatyzację: może ona przebiegać jedynie tam, gdzie czynności są wysoce powtarzalne i jasno sprecyzowane.

Mnożące się przykłady pozwalają nam jednak stwierdzić bez cienia wątpliwości, że nie jest to jedyny kierunek rozwoju automatyzacji. W dodatku jest to ścieżka, która nie interesuje nas w szerszej perspektywie wdrażania systemów opartych na Sztucznej Inteligencji. Wypieranie pracowników fizycznych w fabrykach jest faktem, ale to nie jedyna forma przejmowania miejsc pracy przez maszyny. Martin Ford, przedsiębiorca z Doliny Krzemowej, powołując się na liczne przykłady rozwoju nowoczesnych technologii i łącząc je ze zmianami w amerykańskiej gospodarce wysuwa wniosek, z którym początkowo trudno się zgodzić: roboty przejmą nasze miejsca pracy w niemal wszystkich branżach i stanie się to znacznie szybciej, niż moglibyśmy się tego spodziewać.

Trzeba tu przywołać słynne i niezbędne dla analiz eksperckich tego zjawiska prawo Moore’a. Wynika z niego, że moc obliczeniowa podwaja się co dwa lata. W praktyce proces ten nie jest tak jednolity, ponieważ rozwój nie dotyczy jedynie mocy obliczeniowej, ale również wydajności algorytmów. Martin Grotschel z berlińskiego Zuse Institute obliczył, że komputer z 1982 roku wraz z ówczesnym oprogramowaniem rozwiązywałby konkretny problem obliczeniowy przez 82 lata. Sprzęt z 2003 roku ten sam problem rozwiązywałby w minutę. Porównanie jest przejrzyste.

Dokąd to prowadzi?

Rozwiązania tworzone dla branży IT i cały jej postęp technologiczny błyskawicznie znajdują zastosowanie w gospodarce. Badania prowadzone nad Sztuczną Inteligencją na ogół są skoncentrowane na inteligencji eksperckiej, czyli wyspecjalizowanej, nauczonej dzięki zastosowaniu sieci neuronowych. Celem jest przygotowanie oprogramowania do wykonywania konkretnych czynności, które w obecnych warunkach wykonują ludzie. Nie można więc oszukiwać się, że rozwój technologiczny nie wpływa na rynek pracy bezpośrednio.

Samo zdefiniowanie Sztucznej Inteligencji nie jest takie proste – nie skonstruowano jeszcze jednej, spójnej i powszechnie uznanej definicji takiego modelu. Interesująca może być definicja Bellmana: „Sztuczna inteligencja to automatyzacja zdolności przypisanych ludzkiemu myśleniu, takich jak podejmowanie decyzji, rozwiązywanie problemów, uczenie się…”. Wyróżniamy też inteligencje eksperckie oraz general purpose AI. Tworzenie inteligencji eksperckich nie jest takim wyzwaniem, jak praca nad inteligencją ogólną. Jej stworzenie zajmie znacznie więcej czasu i trudno przewidzieć ten moment. Można być jednak pewnym, że będzie to przełom. Inteligencja ogólna będzie bowiem w stanie samodzielnie się klonować, a nawet – co znacznie już wykracza w przyszłość – konstruować formy wyższe od siebie.

Dla nas jest to bardzo odległa perspektywa. W tym momencie oprogramowanie pozostaje w tyle za konstrukcjami. Współczesne roboty coraz lepiej radzą sobie z poruszaniem się po różnych nawierzchniach, ich ruchy są coraz zgrabniejsze i coraz szybsze, a jednocześnie coraz bardziej przypominają ludzki chód. Istnieją jeszcze pewne przeszkody, które znacznie zwalniają ich działanie – na przykład schody. Robot Honda ASIMO jest już w stanie chodzić po schodach, choć kroki te nadal są nieco spowolnione. Postęp w dziedzinie robotów humanoidalnych jest stopniowy, ale zauważalny – konstrukcje sprzed kilkunastu lat uchodzą za archaiczne, można też spodziewać się, że tempo rozwoju zostanie utrzymane. W sporej mierze zawdzięczamy to osiągnięciom przemysłu militarnego. Na całym świecie pojawiają się nowoczesne koncepcje robotów o zastosowaniu militarnym, nie tylko w ramach dronów, ale też na przykład w zakresie egzoszkieletów. Również roboty saperskie są wykorzystywane coraz powszechniej i choć nie przypominają w pełni humanoidalnych urządzeń, które mogłyby stuprocentowo zastąpić żołnierza, osiągnięcia w tej dziedzinie mogą przyjąć się na gruncie rozwoju konstrukcji robotów–pracowników.

Przykładem, który może stanowić punkt wyjścia dla zagadnienia robotyzacji na rynku pracy, jest technologia HAL – Hybrid Assistive Limb, skonstruowana przez profesora Yoshiyukiego Sankai na japońskim Uniwersytecie Tsukuba. To egzoszkielet w formie kombinezonu, który interpretuje sygnały wysyłane przez mózg. Posiadacz egzoszkieletu myśli o tym, że chce wstać – urządzenie zaś natychmiast go w tym wyręcza. Firma profesora Sankai stworzyła też kombinezon przeznaczony dla pracowników usuwających skutki awarii elektrowni Fukushima – kombinezon pomagał w przenoszeniu ciężkich obiektów, dzięki czemu pracownicy mogli działać wydajniej i dłużej.

Jakie to ma znaczenie dla rynku pracy?

Każdy, kto zajmował się niedołężnym krewnym, wie jak trudne bywa przenoszenie osób o nawet niewielkiej wadze. Kombinezon profesora Sankai znalazł zastosowanie w opiece nad osobami starszymi i uzyskał certyfikat japońskiego Ministerstwa Gospodarki, Handlu i Przemysłu. To pierwsze takie urządzenie w Japonii. Można je wypożyczyć za 2 tysiące dolarów rocznie; dziś z takiego rozwiązania korzysta ponad trzysta japońskich domów opieki. Nadal wymaga obecności człowieka, ale badania nie ustają. To samo dotyczy innych pionierskich urządzeń.

Zastosowanie robotów w sektorze produkcyjnym jest dziś całkowicie oczywiste. Nie wyobrażamy sobie fabryk samochodów bez automatyzacji – znacznie zwiększają one wydajność firm, jednocześnie pozwalając na stopniowe obniżanie się wydatków przeznaczanych do tej pory na wynagrodzenia dla pracowników, co przekłada się na ceny samochodów. W Chinach, które uchodzą za giganta w zakresie taniej siły roboczej, automatyzacja również przebiega w dużym tempie. Ma to jednak inne źródła. Między 1995 a 2002 rokiem Chiny straciły 16 milionów pracowników, czyli 15%. Rozwiązaniem musiała być automatyzacja. Foxcon, produkujący sprzęt dla firmy Apple, zadeklarował w 2012 roku chęć wprowadzenia do swoich fabryk miliona robotów. Zjawisko dotyczy większości fabryk. Automatyzacja zresztą pozwala na uniknięcie krytyki warunków pracy.

Nadal pozostają gałęzie gospodarki, w których konieczna jest ingerencja ludzka pomimo pracy fizycznej, którą teoretycznie można zautomatyzować.

Do tej pory za taką gałąź uważano przemysł spożywczy i sadownictwo. Człowiek wydaje się niezbędny do, przykładowo, zbierania truskawek czy innych owoców – szybko potrafimy przeanalizować, czy dany owoc jest już dojrzały i jesteśmy w stanie dopasować siłę chwytu, by go nie zmiażdżyć. Te wnioski dochodzą do nas na poziomie podświadomym i w bardzo krótkim czasie. Dziś jednak sytuacja nie jest tak oczywista. W Japonii istnieją już roboty, które na podstawie niewidocznych ludzkim okiem subtelnych różnic w kolorze są w stanie w ciągu ośmiu sekund przeanalizować, czy daną truskawkę można już zebrać, czy nie, po czym przystępują do ostrożnego zbierania. Osiem sekund to więcej niż w przypadku człowieka, ale taki robot pracuje ze stałą wydajnością dwadzieścia cztery godziny na dobę. Produkcja znacznie przyspiesza. W szeroko pojętym rolnictwie automatyzacja dokonała się już w XX wieku; automatyczne dojarki, wyspecjalizowane kombajny, które wymagają coraz mniej ingerencji ludzkiej, zautomatyzowane rzeźnie drobiowe – wszystkie te rozwiązania potrzebują jedynie nadzoru i wsparcia technicznego. Ale roboty w sadownictwie są nowością i mogą stanowić przełom.

W rolnictwie, tak jak w każdej innej gałęzi gospodarki, automatyzacja zagraża w pierwszej kolejności pracownikom niskokwalifikowanym, których zadania opierają się na powtarzalnej pracy fizycznej. Jedyna nadzieja dla nich tkwi w zmianie branży i podwyższeniu kwalifikacji.

Wydaje się, że człowiek jest niemożliwy do zastąpienia w sektorze usługowym. Takie myślenie opiera się na założeniu, że ludzie z natury wolą kontakt z innymi ludźmi i nie ufają maszynom, zwłaszcza tym, które momentami są dość prymitywne. Automatyzacja odbywa się jednak na zapleczu sektora usługowego. Istnieje już restauracja typu fast–food Momentum Machine, w której robot jest w stanie przygotować 360 burgerów. Klient otrzymuje je w pełni automatycznie, poprzez podanie na taśmie. Założyciel firmy, Alexandros Vardakostas, przyznaje wprost, że nie chodzi o poprawę wydajności pracowników, a ich zastąpienie.

Trzeba sobie jednak przypomnieć, że mówimy o fast–foodach, czyli miejscach, w których pracę znajdują rzesze ludzi rocznie. Nie dotyczy to jedynie studentów, przyciąganych przez elastyczny grafik i możliwość łączenia nauki z pracą; często w barach tego typu pracują absolwenci, którym trudno znaleźć miejsce pracy we własnej branży przez zwiększoną konkurencję, a także ludzie starsi. W Polsce w restauracjach McDonald’s pracuje 19 tysięcy osób. W Stanach Zjednoczonych w całej branży fast–foodów pracuje około 3,5 miliona ludzi. Wypieranie ich przez automatyzację może spowodować znaczne zwiększenie bezrobocia – większość z nich bowiem nie ma w danym momencie szans na znalezienie zatrudnienia w innym miejscu.

To samo dotyczy sklepów. Automaty i kasy samoobsługowe są standardem również w Polsce, ale w Ameryce powszechne stają się w pełni zautomatyzowane kioski czy wypożyczalnie filmów, a Walmart testuje możliwość skanowania produktów i prowadzenia płatności przy pomocy telefonu. Jeśli chodzi o wypożyczalnie filmów, właśnie rozwój automatycznych lokali przyczynił się do zamknięcia sieci Blockbuster, która w szczytowym momencie zatrudniała 60 tysięcy ludzi w 9 tysiącach punktów – siedem osób na punkt. Tyle samo potrzebuje automatyczna wypożyczalna Rexbox na cały region.

A co z trudniejszymi zadaniami?

To najbardziej aktualne i wyraziste przykłady zmian. Ale jest ich więcej i dotyczą również bardziej zaawansowanych czynności. Naukowcy z Northwestern University we współpracy ze swoimi studentami stworzyli StatsMonkey, czyli oprogramowanie, które samodzielnie tworzy unikalne relacje sportowe na podstawie znalezionych informacji. Sukces oprogramowania zachęcił jego twórców do założenia firmy Narrative Science, która wypuściła na rynek lepszy od poprzednika program Quill. Ten już teraz znajduje swoje miejsce w czasopismach, gdzie służy do przygotowywania notek prasowych.

Zaawansowana technologia jest w stanie wyprzeć człowieka z branży kreatywnej, bo może sama tworzyć. Wystarczy przytoczyć przykład oprogramowania, które samodzielnie tworzy muzykę, czyli Iamus. Takich systemów jest więcej, a ich rozwój jest kwestią czasu. Początkowo będą jedynie wyręczać pracowników. Z czasem jednak może wyprzeć dziennikarzy – jeden z założycieli Narrative Science przyznał w 2011 roku, że według niego w ciągu najbliższych piętnastu lat 90% tekstów będzie pisanych przy pomocy oprogramowania tego typu. Całe niebezpieczeństwo dla branży dziennikarskiej wynika jednak w tym, że odpowiednio zaawansowany program będzie tworzyć takie teksty, których czytelnik nie odróżni od pisanych przez człowieka.

Automatyzacja dotyczy również marketingu. Google stworzył już system, który ma za zadanie dokładne odwzorowywanie stylu pisania konkretnego użytkownika i publikowanie postów czy odpisywanie na maile. Do tego warto jeszcze wspomnieć o technikach związanych z Big Data, które wyraźnie widać na przykładzie reklam wyświetlanych na podstawie wcześniejszych zainteresowań potencjalnego klienta. W połączeniu ze wspomnianym oprogramowaniem Google, umożliwia to spersonalizowane zachęcanie poszczególnych osób do zakupu konkretnego produktu.

Gdzie jeszcze możemy zderzyć się z automatyzacją?

Bardzo interesujący i istotny jest start–up WorkFusion, który stworzył oprogramowanie administrujące w całości realizacją projektów. Platforma samodzielnie analizuje projekt i grupuje działania na te, które wymagają pracownika, oraz te, które można przeprowadzić automatycznie. Następnie zamieszcza ogłoszenia o rekrutacji, wybiera pracowników  i rozdaje zadania. Mierzy również efektywność (na przykład na podstawie prędkości pisania na klawiaturze) i przekazuje trudniejsze zadania tym pracownikom, którzy lepiej sobie radzą. Zautomatyzowanie zarządzania brzmi nierealnie, a jednak staje się faktem. Jego przewagą nad specjalistami od zarządzania jest bezwzględna obiektywność.

Nie sposób pominąć medycyny. Co roku w Stanach Zjednoczonych 98 tysięcy ludzi umiera z powodu błędnych diagnoz, choć rosną wydatki na badania, często całkowicie zbędne, przeprowadzane z obawy lekarzy przed pomyłką. W centrum medycznym Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco funkcjonuje w pełni zautomatyzowany system, zajmujący się przyjmowaniem, przechowywaniem i roznoszeniem leków. Pielęgniarka dostarcza i podaje leki, wcześniej jeszcze weryfikując, czy kod kresowy na opakowaniu i kod na opasce pacjenta się zgadzają. Dzięki temu unika się omyłkowego podania błędnych leków bądź w błędnej dawce. Z kolei General Electrics pracuje od 2013 roku nad urządzeniem zajmującym się sterylizacją narzędzi chirurgicznych.

Takie oblicze przyszłości branży medycznej zwiększa poziom bezpieczeństwa pacjentów. Trzeba mieć na uwadze, że zautomatyzowana diagnostyka medyczna już funkcjonuje, choć w wyspecjalizowanych dziedzinach. Również w Polsce możemy spotkać się z robotami kardiochirurgicznymi na najwyższym, światowym poziomie.

Jaka jest przyszłość?

Naukowcy z Boston Consulting Group zbadali zjawisko, nazywane momentem przełamania kosztowego. Ich wnioski można sprecyzować w następujący sposób: w chwili, w której zakup robota będzie bardziej opłacalny niż zatrudnienie pracownika w perspektywie 5 lat, prędkość rozwoju robotyki na świecie zwiększy się z 5% rocznie do 25% rocznie.

W dalszym ciągu zatrudnienie człowieka jest bardziej opłacalne. Człowiek może się przekwalifikować, jego możliwości fizyczne nie są nastawione na konkretną formę zadania. Po przełamaniu kosztowym wiele zmieni się w strukturze zatrudnienia. Można spodziewać się szybkiego wzrostu bezrobocia wśród osób dawniej zatrudnionych w sektorze produkcyjnym. Zwiększy się popyt na produkty związane z przemysłem wysokich technologii, ale wątpliwe, by liczba miejsc pracy zaspokajała potrzeby pracowników pokrzywdzonych przez robotyzację w sektorze produkcyjnym; tu również sporą rolę grać będą ich kwalifikacje. Jeśli nie znajdą zatrudnienia w innych gałęziach gospodarki, można spodziewać się wzrostu bezrobocia lub emigracji, niekoniecznie do państw wysoko rozwiniętych.

Zmiany dotyczące sektora produkcyjnego wystąpią najwcześniej. Wzrost inwestycji związanych z nowoczesnymi technologiami przełoży się również na robotyzację w innych dziedzinach. Przewiduje się, że po branży produkcyjnej nastąpi rozwój wykorzystania robotów w procesach zarządczych, a także w procesach diagnostycznych. Zagrożone automatyzacją są zawody związane z pewnym schematem postępowania, czyli księgowi, bibliotekarze, urzędnicy niskiego szczebla, telemarketerzy czy nawet recepcjoniści.

Im szybciej dokonywana będzie automatyzacja, tym większy będzie roczny wzrost stopy bezrobocia. To oznacza początek gwałtownego okresu transformacji, który może być równoznaczny z zagładą tego oblicza gospodarki, które znaliśmy do tej pory. Spora część społeczeństwa straci środki do życia, przez co może częściowo spaść konsumpcja, co miałoby z kolei zgubny wpływ dla budżetu państwa.

 

Kiedy do tego dojdzie?

Wielu z was zadaje sobie teraz pytanie, kiedy do tego dojdzie. Nikt nie jest w stanie podać nawet przybliżonego terminu, ale jestem przekonany, że ten przełom nastąpi w ciągu najbliższych paru dekad.

Będzie on nie tylko wielkim przetasowaniem gospodarczym, zmieni się również życie codzienne każdego z nas. Przez spadek kosztów produkcji spadłyby również ceny, przez co życie – w dużym przybliżeniu – stałoby się tańsze. Miejmy jednak na uwadze, że rozwój technologii informacyjnej nie oznacza upadku naturalnych ludzkich relacji. Jestem pewny, że dojdzie do odwrotnego zjawiska, czyli rozkwitu rzeczywistości off–line. Ludzie będą mieli czas całkowicie na swoje życie. Z natury szukamy towarzystwa, a popularność kontaktów przez Internet wynika właśnie z braku czasu na spotkania w świecie rzeczywistym. To właśnie ulegnie zmianie.

Wizja ogromnego bezrobocia i przemian społecznych, które do tej pory zdarzały się w historii gospodarki na znacznie mniejszą skalę, jest bez wątpienia apokaliptyczna. Robotyzacja nie wygląda tak, jak w filmach science fiction – nie polega na nagłej eksterminacji ludzkości przez wyspecjalizowane roboty. Przebiega stopniowo i początkowo polega na wprowadzaniu udogodnień dla pracowników, którzy mają dzięki niej mniej obowiązków. Później skutkuje zmniejszeniem się liczby miejsc pracy dla osób o niskich kwalifikacjach i powtarzalnej pracy, funkcjonującej w oparciu o prosty i możliwy do wyuczenia schemat działania. Niestety, znacznie więcej zawodów można opisać za pomocą algorytmu. Po opisaniu go w ten sposób – krótka droga do stworzenia wyspecjalizowanego oprogramowania. Oprogramowanie zaś jest łatwe do kopiowania dzięki możliwości zapisywania danych w chmurze – w ten sposób nie trzeba wkładać tak wiele wysiłku w szkolenie kolejnych robotów, jak w szkolenie pracowników z krwi i kości. Wystarczy przenieść dane. Robotyzacja na razie odbywa się w formie dalekiej od wizji, którą głoszą technopesymiści, jak się ich nazywa. Ale to może się zmienić – i zmieni się w sposób bardzo gwałtowny. Luddyści, którzy w XIX wieku sprzeciwiali się wprowadzaniu krosen do przemysłu tkackiego, walczyli z problemem w sposób o charakterze terrorystycznym: niszczyli krosna. Postępu jednak nie da się zatrzymać.

Kevin Ho, szef Huawei, rok temu powiedział: „Gdybyśmy wzięli człowieka sprzed 10 tys. lat, wcisnęli mu smartfon i pokazali samolot – byłby przerażony. A taka zmiana, taki skok technologiczny czeka nas w najbliższych dwóch-trzech dekadach. Ludzie mają prawo być przerażeni. Nie są, bo nie wiedzą, co się święci i jak zmieni się świat.”

Trzeba przyznać przez sobą otwarcie, że robotyzacja nie jest już „science fiction”. Jest jedynie „science”. I tylko dobra strategia może nas uchronić przed katastrofalnym w skutkach bezrobociem technologicznym, które pociągnie za sobą ogromny kryzys. Ale jeśli uda się nam – jako ludzkości – przejść przez okres transformacji i jeśli w nową rzeczywistość wkroczymy dobrze przygotowani, zaskoczyć nas może, że w świecie w pełni cyfrowym nagle okażemy się tak pełni człowieczeństwa.